Jazda na berło

Zanim w lokomotywach zainstalowano pierwsze radiotelefony, zanim pojawiły się automatyczne systemy kierowania ruchem kolejowym, bezpieczeństwo pasażerów było nie mniej ważne, niż dzisiaj. Dbano o nie stosując wszystkie dostępne metody, rzeczywiście, znacznie mniej wydajne, niż dzisiaj a jednak skuteczne. Przypomnijmy jedną z nich: berło.

Wyobraźmy sobie jednotorową linię kolejową łączącą dwie miejscowości. Ruch pomiędzy nimi musi się odbywać na zasadzie wahadła: pociąg jedzie z A do B, jeśli w tym czasie w B zamelduje się pociąg do A, to musi poczekać na przejazd poprzednika. Dopiero kiedy pierwszy pociąg opuści tor, można bezpiecznie odprawić drugi, w przeciwnym kierunku. Inaczej czołowe zderzenie byłoby w zasadzie gwarantowane. Skąd pewność, że pociąg zwolnił tor?

Dzisiaj problem rozwiązują liczniki osi. Montuje się je przy szynach, żeby zliczały osie w pociągu wjeżdżającym na chroniony odcinek. Wróćmy do naszego przykładu. Licznik na posterunku A zliczył 40 osi. System uzna tor za zajęty, dopóki licznik w B nie doliczy się również 40 osi, co spowoduje wyzerowanie pomiaru. Dopiero wtedy można wpuścić na tor inny pociąg.

A dawniej? Dawniej problem rozwiązywano przy pomocy berła. Nazwa nie zawsze odpowiadała wyglądowi przedmiotu. Często była to tabliczka wykonana z metalu (miedzi, stali) o charakterystycznym kształcie i napisach określających odpowiedni odcinek trasy. Pociąg, który miał wjechać na zabezpieczany w ten sposób tor zatrzymywał się przy posterunku na jej początku, powiedzmy, że w naszym A. Tam maszynista odbierał od dyżurnego wspomniane berło i ruszał do B. Po dotarciu do posterunku B maszynista zwracał berło tamtejszemu dyżurnemu, który przechowywał je do chwili, gdy zameldował się u niego pociąg jadący w przeciwnym kierunku.

Dopóki berło nie wróciło, z A nie mógł wyjechać żaden pociąg do B. A wracało pierwszym pociągiem, który jechał z B do A. Proste i skuteczne? Zdecydowanie tak. Niestety takie rozwiązanie ma kilka wad. Wśród nich i tą, że jeśli pociąg z B do A pojedzie następnego dnia, to nie ma możliwości wcześniejszego odprawienia pociągu z A do B. Musi poczekać na dopełnienie formalności i powrót.

Proste, logiczne i skuteczne. Przynajmniej w czasach, kiedy natężenie ruchu kolejowego było niewielkie a w każdą stronę przejeżdżały 2 – 4 pociągi na dobę.